środa, 14 października 2020

JESIEŃ– cz. 2 ze zbioru ROK HARCERSKICH MIŁOŚCI

 

Kolorowa - złota - polska jesień,

na jej tle jak szara sylwetka

wygląda -

ON

 

                Rozpoczął się nowy rok harcerski. Z pozoru martwy sezon. Żyjemy wspomnieniami minionego obozu i nadzieja na zbliżające się zimowisko. Ale przecież naprawdę wcale tak nie jest. Cały czas tętni harcerskie życie - przynajmniej dla mnie. Koszmar - powinnam już iść na odprawę, a ta chusta jak na złość nie chce się ułożyć. No wreszcie! Może choć raz nie zwróci mi uwagi na mundur. Stał się już z tym nudny. W kółko to samo. Druhno proszę pas podciągnąć. Druhno guzik nie zapięty. Flaki z olejem.

                Już po odprawie. Była na szczęście rzeczowa i krótka. Może zdążę jeszcze do kina. Ostatecznie umówiliśmy się  tam całą paczką, głupio by było gdybym nie przyszła. A On jak zwykle musiał coś znaleźć w moim mundurze. tym razem źle przyszyte plakietki. Czort z nim. Teraz mam problem jak się ubrać żeby zabłysnąć przed koleżankami. A swoją drogą dlaczego ja tak ciągle o Nim myślę, chyba zaczęła się miedzy nami jakaś rywalizacja. I tak na następnej odprawie zrobię mu na złość. Nie złamie mnie. Zobaczymy komu pierwszemu znudzi się ta zabawa.

                Jestem pomału górą. Minęło następnych kilka odpraw. Powoli nudzi mu się zwracać mi uwagę. Baran! Wyraźnie zaczyna się poddawać. Brak mu odwagi na kontynuowanie tej walki. Dzisiaj na odprawie ogłoszono Andrzejki. Wstęp - w nienagannych galowych mundurach. Tym razem muszę ulec. Uwielbiam się bawić, a tym bardziej tańczyć. Dopiero teraz mu pokażę. Chyba, że nie przyjdzie, bo czy taki służbista - zapatrzony tylko i wyłącznie w regulaminy i widzący chyba tylko tą swoją prace w organizacji potrafi tańczyć ? Pewnie na parkiecie będzie wyglądał jakby kij połknął. Tu dopiero sobie poużywam. Będzie zabawa na 102.

                Andrzejki udały się wyśmienicie. Najpierw były wróżby. Wychodziły niestworzone rzeczy, oczywiście przy odrobinie fantazji. Mnie podobnież wyszedł profil harcerza. Jeszcze koleżanki się naśmiewały, że jakiegoś lalusia, bo miał tak dziwnie podniesiony daszek od czapki. A później zaczęły się tańce. Na salę przyszedł dużo później. Już prawie pod koniec zabawy. Ale i tak zdążyłam ponieść klęskę. Był zupełnie inny. Łagodny, miły i co najważniejsze bardzo dobrze tańczył. Przetańczyliśmy ze sobą parę kawałków. Po zabawie odprowadził mnie do domu. Zaproponował prywatkę za dwa tygodnie. Zgodziłam się. Czyżby to właśnie był ON. Nie. I tak się nie poddam. Zobaczymy, kto zwycięży.

 

     Łódź, marzec 1980

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz